środa, 26 czerwca 2013

#02


Sesja mnie dobija. Psychicznie i fizycznie. Ilość egzaminów jest powalająca, a kiedy widzę jeszcze tony książek i notatek, które muszę opanować, mam ochotę strzelić sobie w twarz. Za każdym razem docieram do etapu radosnej rezygnacji i stwierdzam, że we wrześniu też przecież jest jeszcze czas - w końcu sesja poprawkowa to najlepszy przyjaciel studenta. Ale jak sobie pomyślę, że będę musiała tam jechać miesiąc przed rozpoczęciem zajęć, od razu pojawiają się strzępki mojej motywacji, które wrzeszczą "MOWY NIE MA!". Czas najwyższy poszukać bogatego męża - to proste i bardzo wygodne rozwiązanie.
Blog z opowiadaniem stoi w martwym punkcie. Nie mam nawet czasu, żeby zająć się korektą prologu i pierwszego rozdziału, które czekają cierpliwie na dysku. Ale bez obaw - postaram się tym zająć jeszcze przed ostatnim egzaminem, który czeka na mnie jakoś w połowie lipca. Za bardzo uwielbiam Cezara i Lukrecję, żeby tak po prostu się poddać. Co do tworu pisanego bardziej na poważnie, powstała już fabuła, bohaterowie i intryga. Pomiędzy bieganiem na rozmowy o pracę, uczeniem się do egzaminów i tworzeniem projektów zaliczeniowych, w ostatnim czasie szperam w religiach, wierzeniach i mitologiach, oraz poznaję geografię Szkocji (Kaś, jesteś nieoceniona!). W planach mam dwa większe projekty o całkowicie innym charakterze i jestem strasznie ciekawa co z nich wyjdzie. Tak, wiem - zrób jedną rzecz, ale porządnie. Problem w tym, że średnio co kilka minut wpadam na nowy, interesujący pomysł, który chcę rozwinąć. Jak się już nakręcam, to nie ma zmiłuj!
Z M. nadal nie rozmawiam. Zerwałam kontakt całkowicie i jestem dumna, że uparcie trwam przy swoim. Kilka tygodni temu dostałam od niego wiadomość i kilka razy świerzbiły mnie łapki, żeby nawet odpisać. Bywa ciężko, nawet bardzo, ale staram się iść na przód, bez patrzenia w to co było. Nie chcę otaczać się toksycznymi ludźmi. Skupiam się na studiach, pracy i przyjaciołach. I wiecie co? Pierwszy raz od bardzo długiego czasu czuję się szczęśliwa. Myślałam, że to nie będzie już możliwe, ale jednak tak się stało. W ciągu ostatnich dwóch lat dorosłam. Nie chodzi tu tylko o to, że stuknęło mi to 21 lat i mogę legalnie imprezować w klubach. Zmieniło się moje postrzeganie świata, zniknęła gdzieś dziecięca naiwność i porywczość. Czuję się wreszcie pełnowartościową kobietą i nie mam zamiaru tego stracić. A miłość? Zapewne przyjdzie z czasem. Zawsze trzeba mieć nadzieję.

xoxo,
C. 

Grafika pochodzi z tumblr.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz