niedziela, 13 października 2013

#09


Jak napisać powieść? Bóg mi świadkiem, że chciałabym znać odpowiedź na to pytanie. Ponieważ traktuję pisanie bardzo poważnie i w końcu chciałabym stworzyć coś, co ma ręce, nogi i nie kończy się po dwóch rozdziałach, ostatnio przeczytałam na ten temat dość sporo poradników. Oglądnęłam nawet jakiś filmik na youtube, gdzie pewna pisarka, której los poskąpił nieco talentu do wypowiedzi ustnych, wypowiadała się o najważniejszych aspektach pisania i tworzenia, analizując je krok po kroku. Stwierdziła między innymi, że coś takiego jak inspiracja nie istnieje i to poruszyło mnie najbardziej. Trochę ciężko mi się zgodzić z jej stwierdzeniem. Moim zdaniem postanie, przynajmniej na początku, kiedy autor wyrabia sobie styl i dopiero debiutuje, nie może zostać sprowadzone do przymusowej, ośmiogodzinnej pracy. Oczywiście, czasami trzeba się zmusić do wykrzesania z siebie chociażby jednego zdania (chyba, że jest się tak upartym leniwcem jak ja - wtedy nawet to bywa problematyczne), ale dla mnie inspiracja jest podstawą. To właśnie z niej, czy może raczej z nich, czerpię wszelkie pomysły na fabułę. Są to dźwięki, melodie, słowa piosenek, czasami teledysk, zdjęcie, czy chociażby zdanie przeczytane lub usłyszane przez przypadek. Niekiedy wystarcza jedno niepozorne słowo, żeby ruszyła cała lawina (tak, tak, tutaj też jestem wyjątkiem od reguły). Najważniejsze jest pozbycie się blokady, która uniemożliwia pisanie - o tym mogłabym napisać prawdziwy elaborat, ale to chyba temat na osobny wpis na blogu. Osobiście najbardziej lubię pierwsze etapy pisania. Dzięki inspiracji pojawia się pomysł, potem przychodzą kolejne i układają się w jedną całość. Z chaosu wyłania się "coś". Jeszcze nie wiem, czy opowiadanie, czy powieść w odcinkach, czy może powieść z prawdziwego zdarzenia. Widzę pojedyncze sceny, układam plan wydarzeń i staram się połączyć logicznie kolejne punkty odniesienia. Przynajmniej tak pracuję teraz. W czasach gimnazjum i liceum, pisałam z doskoku i nie wychodziło to najlepiej. Bez planu działania, przemyślanej fabuły, pomysły kończyły się po drugim rozdziale i szczerze powiem, że trochę szkoda, bo niektóre historie miały całkiem niezły potencjał. Wracając do teraźniejszości - moim ulubionym zajęciem jest tworzenie postaci. Sentyment, który pozostał po grach na forach second life. Uwielbiam bawić się w Stwórcę. Wymyślanie historii, ciekawostek o bohaterze, charakteru i wyglądu, to dla mnie świetna zabawa, chociaż bywa frustrująca. Kath wie, że uwielbiam mieć wszystko dopięte na ostatni guzik i nawet imiona muszą być perfekcyjne. Godnie przemilczę fakt ile potrafi być przy tym biadolenia. 
Ten nieco przydługi wstęp ma na celu poinformowanie, że w końcu wzięłam się do roboty. Tak, tak - koniec wymówek. Na razie tonę w notatkach pisanych ręcznie i nie tknęłam jeszcze wordowskiego dokumentu, ale to już kwestia czasu. 
Reszta ogłoszeń parafialnych:
  • Unholy SpiritThe pieces of dreams zostały zawieszone na czas nieokreślony. Nie zamierzam ich porzucać, ale traktuję je jako odskocznię od spraw, które są dla mnie na pierwszym planie. Nie chcę pisać na odczepnego, dlatego wolę przysiąść nad tekstami, które będę tam publikować. Borgiowski prolog i rozdział pierwszy zostaną przeredagowane, bądź napisane od nowa. Jeśli chodzi o pierwsze opowiadanie na drugim blogu... Spodziewajcie się tematyki halloweenowej, a co. 
  • Mój komp zdechł i nie chciał się podnieść. Gdyby nie Kath i jej Biały Wilk, mój Acer skończyłby żywot w marny sposób - zeżarty przez wirusy albo wyrzucony przez okno podczas ataku furii. Dziękuję wam za siedzenie nad nim przez dwa dni, od rana do nocy. Jesteście po prostu genialni i wielcy! No i macie +100000000 do zajebistości za wytrzymywanie mojego biadolenia. 
  • M. to przeszłość i tym razem mówię to z pełnym przekonaniem. Tak, chwalę się. Tak, wcale nie jest mi smutno. Ponoć zimnokrwiste suki tak mają. 
  • Zaczęłam trzeci rok studiów, co oznacza, że w przyszłym semestrze czeka mnie egzamin licencjacki. Nadal nie robię notatek na zajęciach, snuję się nieprzytomnie po korytarzach mojej cudownej uczelni i śpię na wykładach. Tytuł licencjata mam już w kieszeni ;)
  • Tutaj miało być jeszcze jedno ważne ogłoszenie, ale jakoś wyleciało mi z głowy, więc pewnie będzie następnym razem. Swoją drogą, czy mi się wydaje, czy ostatnio szaleję nieźle z długością tych postów? Jeśli ktoś dobrnął do końca, to bardzo podziwiam cierpliwość i dziękuję za poświęcenie ;)
xoxo,
C.

5 komentarzy:

  1. Witaj.
    Ostatnimi czasy zajrzałam na Twojego bloga i przeczytałam wszystkie notki. Wydawało mi się, że skomentowałam. No jak Boga kocham! Dzisiaj to sprawdziłam i jestem w szoku. Pamięć płata mi coraz większe figle. Ale mniejsza o to.
    Sama zastanawiam się, jaka jest recepta. Uwielbiam pisać i marzę, by moje hobby stało się pracą. Przecież to cud kochać własną pracę! Wtedy wkłada się w nią całe serce. Wszystko czyni z pasją, z poświęceniem. Niestety jestem mało cierpliwa i wciąż przepełniają mnie różnorakie pomysły, które krzyżują się z innymi i straszliwie mnie deprymują.
    Podzielam Twoje zdanie. Inspiracja istnieje. Gdyby nie ona, wpatrywalibyśmy się w wirtualną kartkę lub pisalibyśmy bez odnalezienia sensu, sedna. Wszystko zaczyna się od pojedynczego słówka, wydarzenia, zdania, które popycha nas do dalszego działania.
    Z pewnością będę zaglądać regularnie.
    Ściskam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany! Szczerze przyznam, że nie przypuszczałam, że ktoś tu zagląda. Za wyjątkiem moich znajomych, oczywiście, którym podsyłam linki ;) W każdym razie jest mi bardzo miło, że tu zabłądziłaś i do tego skomentowałaś moje teksty! Niby taka niewielka rzecz, a cieszy i motywuje jak diabli.
      Cieszę się, że podzielasz moje zdanie oraz pasję do pisania. Gdybym mogła utrzymywać się z tworzenia i wydawania książek, to podobnie jak ty, byłabym najszczęśliwszą dziewczyną na ziemi. Niestety przyszłość nie jest aż tak różowa od kiedy zaczęłam interesować się wydawnictwami. Napisanie książki to pikuś w porównaniu z wydaniem jej... Z tego co widzę, mamy podobny problem - za dużo pomysłów, które kotłują się w głowie. Faktycznie, to bardzo frustrujące i rozpraszające uczucie, dlatego szukam sposobu jak oczyścić głowę, żeby skupić się na jednym projekcie. Jak na razie spisuję wszystko, co wymyślę, nawet jeśli nie ma to ładu i składu. Jestem pewna, że o niczym nie zapomnę i jest mi się łatwiej skupić. Muszę przyznać, że to bardzo pomocne!
      Dziękuję za odwiedziny i oczywiście zapraszam ponownie!

      xoxo,
      C.

      P.S. Przeczytałam komentarz ze spamu i właśnie wybieram się na Twojego bloga! ;)

      Usuń
  2. Znam to uczucie, więc dzielę się nim z innymi! ;)
    Jakiś czas temu dotarłam do informacji na temat relacji wydawnictwo-pisarz i od razu entuzjazm nieco osłabł. Moim problem jest to, że po zapisaniu pomysłu, on odpływa. I kiedy gdzieś sobie go zapiszę, a po tygodniu nań trafię w starym kajeciku - kompletnie nie mam pojęcia, co miałam na myśli. Wszystko momentalnie zanika i rozpływa się gdzieś w podświadomości. Chyba powinnam bardziej się rozpisywać :>
    Będę wpadała z wizytą na każdą kolejną notkę.
    Pozdrawiam!

    PS. Serdecznie zapraszam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj potwierdzam. Ja też żywo jestem zainteresowana tym tematem. Poczytałam kilka for (w sumie ponad sto wątków) i prawdę mówiąc witki mi trochę opadły. Ale nie tracę nadziei - liczę, że tak jak wbrew wszelkim przypuszczeniom udało mi się napisać pierwszy tom mojej trylogii i nie stracić zapału tak i odnajdę przyjaznego wydawcę, który zaufa debiutantce. :)

    W mojej opinii ktoś, kto twierdzi, że nie ma natchnienia po prostu bredzi. Zawsze jest jakiś impuls, iskra, od której zapala się płomień w umyśle pisarza, napędzając go do działania. Bez niego pisanie jest tylko katorżniczą pracą, niczym nie różniącą się od papierkowej roboty w jakimś biurze. Pisanie bez weny w moim odczuciu przypomina latanie na paralotni... bez wiatru.
    Poza tym pisanie bez weny to tak naprawdę pisanie od niechcenia, takie "nie chcem ale muszem". Po co robić coś do czego nie ma się przekonania? Ani to dobre ani pożyteczne, bo męczy się pisarz, wydawca oraz czytelnik. Co innego pisanie z pasją, pod wpływem weny... Wtedy nawet jeżeli opowiedziana historia jest słaba, to widać w sposobie pisania serce, jakie włożono w jej stworzenie. A to wbrew pozorom zmienia dużo. Ocena pisarza nie jest jednoznacznie zła i czytelnik prędzej zainteresuje się nim w przyszłości.

    Hmmm, fanie byłoby zarabiać na życie pisaniem, ale z tego co czytałam nie jest to możliwe. Różni ludzie, którzy napisali już jedną, drugą czy nawet czwartą książkę zgodnie twierdzą, że pisanie to wspaniałe źródło dodatkowych dochodów, ale rodziny się za to nie wyżywi, niestety.
    Ale wiecie co? Nie chcę rozmawiać o pieniądzach. Wiem, że to co powiem zabrzmi strasznie hipstersko, a ktoś może mi zarzucić idealizm i granie pod publiczkę, ale prawda jest taka, że dla mnie finanse nie są ważne. Gdyby moja powieść miała zostać wydana dla mnie jako autorki istotne jest, żeby wniosła coś ciekawego, nie przeszła bez echa. Chciałabym, żeby to co napisałam w takim trudzie podobało się czytelnikom, żeby polecali sobie moją powieść jako "coś od czego nie można się oderwać". Gdybym miała wybierać - zarobić krocie, ale na czymś co, mówiąc przysłowiowo wlatuje jednym uchem a wylatuje drugim, a zarobić mało, ale zapaść w pamięć, zostać w umysłach wielu ludzi na długo to zdecydowanie stawiam na drugą opcję.

    Się rozpisałam. Wybacz Carrie. Aha, no i pozdrawiam również gościa, Kokilkę ;)
    Kath

    OdpowiedzUsuń
  4. Myślę, że masz sporo racji. Wszyscy się męczą, gdy trafiają na fragment, który napisany jest tylko po to, by był.

    To takie szlachetne :) Od razu skojarzyło mi się z "Exegi monumentum". Ale i nie głupie. Chyba lepiej jest, by po kilkunastu latach wspominano czyjąś powieść za to, jakie "piętno" wywarła na czytelnikach, a nie za to ile dana autorka na niej zarobiła.

    Bardzo mi miło, Kath ;)

    OdpowiedzUsuń