środa, 1 stycznia 2014

#14

♫ Solomon Burke - Cry To Me

Czuję już lodowaty oddech sesji na karku. Ostatnio zrobiłam sobie listę przedmiotów i zaliczeń i z ręką na sercu mogę już teraz powiedzieć, że nie wiem w co ręce włożyć. Nauka na egzaminy jest męcząca, ale wolałabym już to, niż bawienie się w pisanie prac, projektów i robienie durnych prezentacji. Paradoksalnie, im bliżej egzaminu licencjackiego, tym bardziej mam na to wszystko wyje... wywalone. Nie chce mi się chodzić na wykłady, z których i tak nie wynoszę wiedzy przydatnej w moim późniejszym zawodzie. Na jednym z przedmiotów, od początku roku nie mam pojęcia co się dzieje - wykładowca mówi chaotycznie do tego stopnia, że nikt z nielicznych obecnych nie wie, o co mu chodzi. Reagujemy jedynie na hasło "przerwa" i koniec zajęć. Nie wyobrażam sobie jak to będzie dalej i chyba wolę zostać w błogiej nieświadomości do samego końca. Skoro inni potrafią prześlizgnąć się przez sesję, to może mnie się to uda? Na zastanawianie się nad tym przyjdzie jeszcze czas. 

 Grudzień był dość pokręconym miesiącem, chociaż nie pozbawionym swojego uroku. Mimo braku śniegu (takiego prawdziwego, a nie tego, który towarzyszył Ksaweremu), udało mi się poczuć magię świąt po raz pierwszy od bardzo długiego czasu. Jest w tym duża zasługa krakowskiego kiermaszu adwentowego, który chyba nie tylko mnie przywrócił nadzieję, że święta potrafią być piękne. Oświetlony milionem lampek rynek, budki, w których można było znaleźć wszystko od stroików, przez miody i słodycze, po dzieła rzemiosła i jedzenie oraz aromat grzańca galicyjskiego, który wieczorem potrafił rozgrzać najlepiej. Najpiękniejsza była jednak radość mojej mamy i uśmiech na jej twarzy, kiedy spacerowałyśmy wieczorem wśród stoisk. Dawno nie widziałam jej tak zrelaksowanej i oczarowanej pięknem Krakowa. Można powiedzieć, że był to porządny wdech przed rzuceniem się na głęboką wodę przygotowań świątecznych. Starałam się ze wszystkich sił, żeby wszystko wyszło idealnie. To były pierwsze święta bez babci, ale na szczęście nie odbiło się to na atmosferze przy świątecznym stole. Wspomnienia w końcu stały się mniej bolesne i przygnębiające. Wigilia była oczywiście wzruszająca, a ja cieszyłam się, że w mojej rodzinie w końcu zaczęło się układać. 

Wczorajszy sylwester w tym roku nie był dla mnie huczną imprezą. W sumie miła odmiana po balowaniu w klubach... Tym razem miałam na opiece mojego cudownego chrześniaka, a do towarzystwa kilka bliskich osób i transmisje imprez z Krakowa i Wrocławia. 
Nie robiłam żadnej listy noworocznych postanowień. Nie będę rzucała palenia, nie zrezygnuję z wypadów na piwo o dziesiątej rano podczas zajęć na uczelni i nie przejdę na dietę. Nie ma również mowy o robieniu notatek na wykładach. Są trzy rzeczy, które mam w planie na ten rok - zdanie egzaminu licencjackiego, znalezienie dobrej roboty (nawet za granicą, jeśli będzie trzeba) i stworzenie w końcu czegoś, co już od dawna chodzi mi po głowie. Ostatnio zapisałam pięć nowych pomysłów na dłuższe teksty, więc sami oceńcie, jak mogą skończyć się te plany. 

Wszystkim Wam życzę, żeby rok 2014 był dużo lepszy, niż ten miniony, który był obfity w wiele nieszczęść i tragedii. Dużo szczęścia, miłości, zdrowia i pogody ducha, bo ponoć w życiu właśnie to jest najważniejsze. 

xoxo,
C. 

Grafika pochodzi z tumblr.com

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz