czwartek, 9 stycznia 2014

#15


Wczoraj były urodziny M. Chyba pierwszy raz od ładnych paru lat, był to spokojny i normalny dzień. Nie napisałam, nie zadzwoniłam i wcale nie czułam się z tym źle - oszczędziłam sobie awantur, złośliwości, pretensji i wszelkich innych toksycznych zachowań, które leżały w naturze naszych relacji. Czasami chyba musimy na własne oczy zobaczyć zwłoki, żeby przekonać się o czyjejś śmierci. Taka właśnie była nasza ostatnia rozmowa, którą przeprowadziliśmy kilka miesięcy temu. Złość przeszła, ale urażona duma pozostała i jestem jej za to bardzo wdzięczna, bo nie pozwala mi popełnić kolejnego błędu w moim życiu. Jest mi żal, że nie potrafiliśmy dość do porozumienia. M. był ważną osobą w moim życiu. Potrafił wzbudzić we mnie tak skrajne emocje, pobudzić mnie do działania. Lepiej jest czuć złość, niż nie czuć zupełnie nic. Wydaje mi się, że zbyt wiele między nami się wydarzyło, żeby tak po prostu przekuć to w przyjaźń. Mam zbyt dobrą pamięć i niektórych rzeczy wybaczyć nie potrafię, a one niestety prędzej czy później wracają. Wolę już ciszę i całkowitą niewiedzę, niż codzienne szarpanie się od nowa. Pomimo całego żalu, jaki czuję, wiem, że to dla nas obojga takie rozwiązanie jest najlepsze. 

Może od tego roku ósmy stycznia będzie dla mnie bardziej łaskawy? Załatwiłam sobie praktyki studenckie w miejscowej bibliotece, więc szansa na to, że skończę licencjat bardzo wzrosła. Pani dyrektor z którą rozmawiałam z początku wydawała mi się trochę przerażająca, ale okazała się być wspaniałą, niezwykle miłą kobietą. Podpisała ze mną umowę od ręki, ustaliła dogodne dla mnie terminy... Właściwie to nie mogę się doczekać, kiedy zacznę! W końcu wyrwę się z domu i pobędę w otoczeniu książek, które kocham najbardziej. Kto wie, może po skończeniu praktyk uda mi się tam zaczepić na dłużej? Dodatkowa kasa zawsze się przyda, a praca w bibliotece to spełnienie moich czytelniczych zboczeń. 

K. znowu wrócił. Ten facet jest jak niesforny, uroczy szczeniaczek. Czasami bywa to irytujące, ale z drugiej strony daje mi całkiem sporo możliwości, że jeszcze uda mi się go jakoś... wytrenować. Nadal mam co do niego mieszane uczucia, co jest strasznie dezorientujące. Czy jest możliwe jednocześnie chcieć i nie chcieć z kimś być? Nigdy nie rajcowały mnie wolne związki. Ba! W moim słowniku nie ma nawet takiego określenia! Ale jednak nie potrafię się zdecydować i zaangażować. Zdrowy rozsądek, czy strach przed cierpieniem? Gdyby tylko ON wykonał jakiś zdecydowany krok, zrobił cokolwiek i pchnął to wszystko do przodu byłoby mi łatwiej się zdecydować. Obawiam się, że ten cud nie nastąpi w najbliższym czasie. Może po prostu mili faceci nie są dla mnie? 

xoxo,
C. 

Grafika pochodzi z tumblr.com

2 komentarze:

  1. mili faceci nie są dla każdego, nie ma co "próbować", bo można tylko skrzywdzić drugą osobę, jeśli nie ma chemii to nie rób niepotrzebnej nadziei ;>

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem trzeba dać sobie po prostu spokój. Po co prowokować złość, awantury? Tak jest lepiej ;)

    Skoro nie jesteś pewna, to może to jeszcze nie to. Albo oboje się wahacie...

    OdpowiedzUsuń