niedziela, 15 września 2013

#06


Mieliście kiedyś sen, który był tak realistyczny, że kiedy się obudziliście, czuliście wręcz fizyczny ból? Ja miałam i to niedawno. Ocknęłam się, mając poczucie przerażającej pustki, samotności i krzywdy. Straciłam coś, co było dla mnie bardzo ważne i przez moment zaparło mi dech z wrażenia. Ból był tak przenikliwy, że pierwszy raz od bardzo długiego czasu rozpłakałam się. To dość oszałamiające przeżycie nie dawało mi spokoju przez cały następny dzień. Ponoć sny odzwierciedlają naszą psychikę oraz lęki jak i marzenia. W takim razie, czy naprawdę jest ze mną tak źle? Przez całe liceum walczyłam z bezsennością, modląc się wręcz o kilka godzin snu, a teraz, kiedy przychodzi, wcale go nie chcę. Wolałabym dalej siedzieć na parapecie z paczką papierosów pod ręką, patrzyć w gwiazdy i myśleć o życiu, śmierci i innych filozoficznych bzdetach. Wbrew pozorom było to dużo łatwiejsze niż stawianie czoła demonom, które czają się w nocnych marach.  A może to po prostu reakcja na ponowny kontakt z M? No proszę, nawet w snach nie może dać mi spokoju. Co za człowiek... Raz potrafi doprowadzić do tego, że dobijam dna, by po chwili motywować mnie do działania i wyciągnąć pomocną rękę. Wierzcie lub nie, ale to strasznie dezorientujące. Czy to możliwe, żeby to właśnie M. był moim największym przyjacielem i najgroźniejszym wrogiem jednocześnie? Przez ostatnie miesiące wydawało mi się, że całkowicie się z niego wyleczyłam, a tu nagle okazuje się, że wciąż ma nade mną jakąś władzę. Nie mówię, że tak silną jak kiedyś, ale i tak o wiele za dużą niż bym chciała...
Co do przyjaciół, tych wiernych i prawdziwych, na całe życie, na dobre i na złe, to ostatnio widziałam się z Kath. Wystarczyły dwa mojito i babskie pogaduchy, żeby świat odzyskał swoje barwy. Właśnie za to ją kocham - przy niej wszystko nagle robi się takie proste. Czarne jest czarne, a białe pozostaje białe. W końcu zaczynają pojawiać się jakieś granice w moim życiu, które przypomina chaos i to właśnie jej zasługa. No, nie wspominając już o genialnych pomysłach, które powstają podczas "burzy mózgów". Gdyby wszyscy ludzie, jakimi się otaczam byli tacy jak Kath, moje życie byłoby pewnie dużo łatwiejsze. Ale niestety - jestem sobą, popełniam błędy. Albo raczej jeden błąd kilka razy, jak kto woli. Wspaniałe jest w niej to, że pomimo różnic charakterów, wzlotów i upadków naszej przyjaźni, wciąż przy mnie jest. Wierność to dzisiaj niestety bardzo lekceważona wartość. Może właśnie dlatego tak ją cenię? Przechodząc do sedna sprawy - droga Kath, dziękuję Ci, że jesteś. I mam nadzieję, że zawsze będziesz.
Ach, na koniec zapraszam wszystkich do zapoznania się w nową akcją PCK. Muszę przyznać, że ujęła mnie za serce i to nie dlatego, że pomysł jest ciekawy, a ja studiuję PR i śledzę takie rzeczy. PCK udowodniło, że proste rozwiązania są najlepsze. 
Filmik - KLIK!; Strona akcji i informacje - KLIK!

xoxo, 
C.

2 komentarze:

  1. Och, Carrie, to było naprawdę cudowne! Myślę, że skoro przetrwałyśmy już tyle lat pewnie przetrwamy już na zawsze... I oby nigdy nic się nie zmieniło!
    Powinnam tu teraz dać jakiś wielki, piękny komentarz, ale brakuje mi słów, wiesz? Nie brakło ich na napisanie tych moich 163 stron, a teraz po prostu pustka. Autentycznie się wzruszyłam i zaniemówiłam. Ale chyba wiesz co chcę wyrazić?
    Uściski jak zawsze
    Kath

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oh stop it, you! Ja tylko stwierdzam fakty ;) Dla mnie zawsze będziesz Kasią-króliczkiem, którą poznałam na próbach do przedstawienia w drugiej klasie. Boże, jesteśmy już takie stare! <3

      Usuń